3 marzec                                                                                                           �

Spaceruje po mieście w którym musz� zosta� przynajmniej do poniedziałku. Właśnie dowiedziałem si� ku własnemu zaskoczeniu, że wczoraj by� piątek. W weekend żadne urzędy nie działaj� a ja właśnie zdecydowałem si� na przedłużenie mojej wizy o 10 dni. Nic nie szkodzi, jestem i tak zachwycony. Zwiedzam troch� miasto, cho� zgodnie z tym co pisz� przewodnicy ( z Joe Cumminghiem na czele ) nie ma wiele do zwiedzania. Spędzam troch� czasu w Wat Si Saket, któr� można by zaliczy� w 5 minut, bo nie ma tam wiele do zobaczenia. Jest tylko niezwykła pustka i cisza tego miejsca, która w połączeniu z t� dziwn� architektur� sprawia że udaje mi si� odczuwa� przez moment dziwn� wewnętrzn� radość, z samego faktu że usiadłem na schodach. Jest to zarazem pierwsza moja świątynia w Laosie. Pozornie przypominaj� one analogiczne miejsca w Tajlandii, jednak jest zasadnicza różnica. Podczas gdy tajskie świątynie olśniewaj� złotem, przytłaczaj� wielkości� wszechobecnych posągów Buddy oraz innych zaproszonych do Therawady bóstw, świątynie w Laosie s� znacznie bardziej skromne, zaciszne. Jedyne dobre słowo jakie je chyba najlepiej charakteryzuje jest określenie � przytulne�. Pewnie, jeśli sam jeste� wielbicielem starej azjatyckiej sztuki, malarstwa, rzeźby, odlewu, to nie poczujesz si� tu jak w niebie. Jeśli jednak zastanawiasz si� czy s� takie miejsca na ziemi, które zbudowa� człowiek, gdzie możesz wsłucha� si� w rytm własnego serca, a wkrótce potem w rytm tej ciszy jak� odnajdziesz nagle w głębinach własnego ja, to właśnie świątynie w Laosie si� do tego znakomicie nadaj�. W Wat Si Saket spotykam tylko 2 turystów a jestem tu ju� 2 godziny.

Robi� jeszcze krótki spacer w poszukiwaniu śladów komunizmu w tym kraju ale nie znajduj� ani jednego pomnika towarzysza Włodzimierza Ilicza ani towarzysza Karola. W Muzeum Narodowym s� jednak popiersia obu dżentelmenów. Co natomiast rzuca si� w oczy to sztandary. Wszechobecne czerwone sztandary państwa którego ju� nie ma, bo odeszło oficjalnie w mroki historii jakie� 10 lat temu. Po za tym nie ma nic więcej. Przeglądam “Vientian Time� i czytam o zbliżającym si� zjeździe partii, na zdjęciu kilku uśmiechających si� grubasków w krótkich spodenkach i klapkach na tle jakiego� ogródka i podpis � Członkowie politbiura omawiaj� szczegóły � U nas kiedy� jednak wyglądało to nieco bardziej ponuro, jak co� w rodzaju zjazdu całej mafii sycylijskiej albo nawet istot z innej planety które wygłaszały niekończące si� i niezrozumiałe bełkoty. Prywatna inicjatywa jest natomiast obecna na każdym miejscu: sklepy, stragany, guesthausy, restauracje, zakłady fotograficzne, szkoły prawo jazdy, agencje wynajmujące samochody i motory, agencje turystyczne, nawet warzenie BeerLao odbywa si� ju� z udziałem dwóch spółek tajlandzkich a rząd zatrzyma� 49 % akcji.

Wieczorem poznaje 17 letniego Xaya, który jest fotografem na Patusai i ogromnie si� cieszy że kto� kto przyjecha� z Europy ma taki sam czadowy aparat fotograficzny jak on ( ZENIT 122 ). Troch� gadamy o fotografice ( na której ja si� w ogóle nie znam ) a potem Xay postanawia nauczy� mnie mówi� po laotańsku. Nie jestem specjalnie zdolny więc z góry znam wynik tego nauczania, zwłaszcza że język jest tonalny i tych tonów jest a� 7.

Wracam na kwater� i wpadam w sam środek balangi. Jak si� okazuje syn właściciela ma 16 urodziny. Gospodarz którego imienia niestety nie mog� spamięta� cho� ju� 3 razy si� pytałem, studiowa� w Rosji i na Kubie stąd doskonale włada rosyjskim, hiszpańskim a i po angielsku radzi sobie dobrze. Zaprosi� wszystkich turystów oraz swoich gości. Zabawnie wygląda to wymieszanie starszych laotańczyków oraz młodych westerners i japaners : Żony kolegów gospodarza na przykład siedz� i bawi� si� we własnym gronie, turyści równie� we własnym, koledzy gospodarza także. Powodem s� jednak raczej bariery językowe ni� kulturowe. Ja jeden mog� je złama�, dzięki niewielkiej ale zawsze jakiej�, znajomości rosyjskiego. Zaproszony przez gospodarza do jego grona spędzam prawie całą noc na rozmowie z panem Thongiem ( imi� pamiętam bo dostałem wizytówk�), który całą młodość przeży� na Ukrainie. No i razem ze mn� który nigdy tam nie by�,wspominamy Smoleńsk, Charków i Odess�. Jestem t� cała swojskości� niezwykle zaskoczony i musz� przyzna� że to jednak miłe zaskoczenie. Co pewien czas towarzyszy mi bowiem niezrozumiała tęsknota za czymkolwiek co wiązało by si� z krajem. Teraz kiedy przez godziny z radości� rozprawiamy o Rosji i Ukrainie,wiem że mój entuzjazm wypływa z uczucia głębokiej przynależności do słowiańskiej rodziny, dlatego mog� opowiada� i słucha� jakbym opowiada� o rodzimych stronach. Oczywiście Lao Whisky leje si� z niekończących si� źróde� gospodarza.

4 marzec

Siedz� nad Mekongiem i ucz� si� przy pomocy Xaya laotańskiego. Ale nie czuje si� zbyt zdrowo po wczorajszej imprezie. Pytam mojego rozmówce o rodzin�. Nie jest wielka ma rodziców, młodszego brata i siostr�. Jego rodzina mieszka na wsi w prowincji Louang Prabang. Rodzice s� ju� bardzo starzy i nie wiedzie im si� zbyt lekko. Ojciec łowi ryby w rzece i sprzedaje je na targu. Xayowi te� si� nie wiedzie najlepiej. Uczy si� w szkole średniej w Vientiane, mieszka w świątyni ( w Laosie jeśli jeste� bez środków do życia i bez domu możesz otrzyma� miejsce w świątyni ) i robi zdjęcia na Patusai ( budowla w rodzaju łuku triumfalnego � miejsce spotka� i spacerów ). Nie każdy w Laosie ma aparat fotograficzny więc Xay robi dużo zdjęć, jedno za 6000 kipów. Jednak aby móc robi� zdjęcia na Patusai trzeba zapłaci� opłaci� szefa który mu pozwoli tam robi� zdjęcia a ten żąda 500 bathów miesięcznie ( za t� sum� można ju� kupi� rower - wiem bo kupiłem co prawda rzęch ale jeździ�) Nie jest więc to a� taka frajda. Oglądam te zdjęcia : ma ich wiele i jest na nich wiele różnych postaci. Jest poważne towarzystwo za objazdowym straganem � to, jak informuje mnie autor - Wietnamczycy którzy przyjechali okaza� swoje produkty, na “Dni Wietnamu� w Laosie. Potem poważny dżentelmen ze swoim rowerem, potem śliczna uśmiechnięta, dziewczyna z dzieckiem na tle ogrodów wokół Patusai, potem cała od święta ubrana rodzina, a potem jeszcze wiele, wiele innych twarzy. Wkrótce większość z nich postawi te zdjęcia na jakim� czcigodnym miejscu na półce gdzie będ� jeszcze długo czeka� na zapomnienie.

W gueshausie pojawia si� nowy turysta, wygląda na Hiszpana, ale kiedy mówi� mu że jestem Poland a on rozpoczyna wymienia� sław� i piękno mojej rzekomej stolicy : Budapesztu, uśmiecham si� i myśl� � Hiszpanem to ty na pewno nie jesteś” Oczywiście że nie, gość jest z Iranu a ja nie z Poland tylko Lechistanu.

5 marzec

Dworzec autobusowy przy Morning Market w Vientiane nie przypomina niczego innego w tym mieście. Co� jak pole bitewne. Tysiące ludzi zachowujących si� na tysiące sposobów, demonstruje tysiące różnych rozterek związanych ze swoj� wielk� podróż�. Morze ludzi na złożonym z kilku ruderowatych domków dworcu. Wszystko to gmatwa si� i tonie wraz z prehistoryczn� pordzewiałą flot� autobusow� w tumanach kurzu wzbijanych przez tłum. Ludzie wychodz� oknami z autobusów bo kiedy tam wchodzili, robili to bez opamiętania i zapomnieli zrobi� zakupy, nie mog� wyjść inaczej, bo wejście jest zablokowane przez kosze z arbuzami, kurami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Inni w ten sam sposób bez pamiętania wdzieraj� si� do autobusów. Połowa tej czeredy gdzie� rusza z biegiem co jaki� czas, by w końcu w nieskończoność powraca� na poprzednie miejsce. Inna gromada za� siedzi cierpliwie na kilku ławkach oczekując odpowiedniego czasu. Jeszcze inni handluj� wszystkim co może okaza� si� niezbędne lub przydatne w autobusie. I wszystko to odbywa si� w akompaniameńcie wrzasków, lamentów, dzwonków rowerowych, klaksonów autobusowych i ryku ich starych silników. Jako� udaje mi si� w tym miniaturowym Saigonie odnaleźć właściwy autobus który zabierze mnie do Luang Prabang. Autobus marki Dong Feng (lub jako� tak ) z wielkim emblematem smoka na masce, wyprodukowano w Chinach gdzie� w połowie lat siedemdziesiątych. Wypełniony po brzegi ludźmi i towarem, wygląda na tyle nieokazale, że grupa 3 Francuzek rezygnuje z tej podróży i wybiera tras� przez Vang Vieng. Ja wchodz�, a raczej wdzieram si� do środka, gdzie po jaki� piętnastu minutach deptania ludzi, arbuzów, worków z ryżem odnajd� moje miejsce przy oknie na końcu. Spędz� przy nim najbliższe 14 godzin , podziwiając coraz bardziej dziwaczne krajobrazy. Podróż będzie jednak zabójcza dla mojego Zenita który w plecaku na dachu, po prostu rozpadnie si� jak porcelanowa zabawka a mnie pozostanie pstryka� zdjęcia star� idioten kamer�.


Dalej
1

Hosted by www.Geocities.ws